Pierwszego dnia o 8 rano wyruszyliśmy do Angkor. Nasz driver (na 3 dni) Tuk tuka - Narin wiózł nas przez upalne Siem Reap, dalej przez wioski do oddalonego o 8km kompleksu świątynnego. Pierwsze wrażenie jest rzeczywiście niezwykłe (zgodnie z tym, co przeczytaliśmy w przewodniku). Ogrom głównej świątyni przytłacza i onieśmiela od pierwszego spojrzenia. Tłumy zalewają Angkor Wat już od godziny 5.30 rano (to wtedy otwierają się jej bramy i to wtedy wschodzi słońce). To właśnie wschód i zachód słońca są największymi atrakcjami przyciągającymi turystów. Przy odrobinie wyobraźni i skupienia można jednak przestać ich dostrzegać i poczuć się samotnym obserwatorem opuszczonej metropolii. Pierwszego dnia odwiedziliśmy Angkor Wat, Angkor Thom, Ta Prohm. Każde z miejsc ma swoją niepowtarzalną atmosferę i energię. Ciężko wyobrazić sobie ogromny kompleks (powierzchnia 400 km kwadratowych) zamieszkany przez milionową społeczność. Wszystko z pewnością wyglądało w przeszłości dostojnie i musiało robić ogromne wrażenie na odwiedzających.
(wszystkie zdjęcia Angkor są z komórek)
|
fot. Asia |
|
fot. Paweł |
|
fot. Paweł |
|
fot. Asia, mnich dla Kasi |
Wieczorem byliśmy na przepysznej kolacji, spróbowaliśmy khmerskiego, wegetariańskiego Amoku - pycha.Przepis:
Składniki: czosnek, imbir, cebule, trawę cytrynową, kurkumę, curry i cukier. Za pomocą blendera ucieramy składniki na gładką pastę. Następnie do powstałej pasty dolewamy mleczko kokosowe i znowu miksujemy. Wlewamy ową miksturę do rondla lub na patelnię. Doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy aż sos zgęstnieje. Następnie dorzucamy pokrojone w paski warzywa (wg gustu, my mieliśmy ziemniaki, dynię, kalafior itp.) długości ok. 2,5 cm. Gotujemy aż wszystko będzie gotowe. Podajemy z ryżem. Smacznego.
Drugiego dnia widzieliśmy kolejne świątynie: Preah Khan, Preah Neak Pean, wschodni Baray. Wróciliśmy z kolejnymi zakupami. Wszechobecne w Angkor dzieci sprzedające kartki, bransoletki i flety, swoim wzrokiem i mówieniem "please buy something i need money for school" sprawiły, że dokonaliśmy zakupów zdecydowanie przewyższające nasze zapotrzebowanie :)
|
fot. Paweł |
|
fot. Paweł |
|
fot. Paweł |
P: Trzeciego, ostatniego dnia udałem się po raz drugi na wchód słońca do Angkor Wat. Po śniadaniu (Asia pospała sobie do 8) pojechaliśmy już razem do pobliskich wiosek.
|
fot. Asia |
|
fot. Asia |
|
fot. Asia, dzieci wracające ze szkoły |
|
fot.Asia, wyrób cukru palmowego |
A: Spacerując przez wioski byliśmy oczywiście atrakcją dla miejscowych dzieci. Przygotowaliśmy się na tę okazję zakupując mnóstwo cukierków i lizaków. Dzięki temu mogliśmy oglądać uśmiechnięte buzie maluchów i ich rodziców. W pewnym momencie usłyszeliśmy głośną muzykę i – ku mojej uciesze – zobaczyliśmy weselne przybranie. Zapytaliśmy naszego kierowcę, czy możemy tam wejść – powiedział, że absolutnie nie. Udaliśmy się jednak pod weselną bramę, poznaliśmy pana młodego i druhny. Gdy zapytałam gdzie jest panna młoda, wszyscy zgodnie wskazali górę domku. Pomyślałam, że pewnie panna młoda przygotowuje się do uroczystości . Zapytałam nieśmiało czy mogę tam wejść. Brat panny młodej zaprosił nas serdecznie. Tym samym udało nam się wejść do domku na palach i zobaczyć jak wygląda jego wnętrze. Jest ono prawie puste, a jedyne co było w środku to materace i poduszki na podłogach, a na ścianie mnóstwo plakatów Kambodżańskich gwiazd. Okazało się, że na górze trwała sesja ślubna.
|
fot. Asia |
Oto para młoda: Bopha i Pet:
|
fot. Asia |
|
|
|
fot. Asia |
|
fot. Asia |
|
fot. Asia |
|
fot. Asia |
|
fot. Asia. Paweł, który uwielbia wesela, bawił się świetnie. |
A: Zostaliśmy zaproszeni na wesele. Dostaliśmy miejsce przy stoliku z przyjaciółmi pary młodej. Jeden z najbliższych przyjaciół na szczęście mówił po angielsku. Dowiedzieliśmy się, że uroczystość zaślubin odbyła się wcześniej a teraz trwa już wesele. Na początek poczęstunek, przy którym wszyscy bardzo martwili się o nas. Przygotowano na szybko specjalnie dla nas kilka pysznych wegetariańskich posiłków. W pewnym momencie zobaczyłam, że panna młoda wygląda inaczej niż kilka minut wcześniej. Znowu przyjaciel państwa młodych powiedział mi, że taka jest tradycja. Panna młoda tego dnia jest królową i przebiera się co pół godziny przez cały dzień. Suknie wyglądały rzeczywiście imponująco, każda w innym kolorze, świecące, pełne różnych szarf i cekinów i innych dziwnych przybrań. Na środku wesela oczywiście szalały dzieci. Najlepszą zabawą było wyławianie i kolekcjonowanie puszek spod stołów.
|
fot. Asia |
Najmłodszy uczestnik wesela drzemał w hamaku i nie przeszkadzała mu w tym głośna muzyka i harmider dookoła. Tak powstało zdjęcie do kolekcji hamakowych dzieci:
|
fot. Asia |
Na Kambodżańskim weselu, w przeciwieństwie do naszych, nie pija się alkoholu mocniejszego niż piwo.
W pewnym momencie zaczęło strasznie lać. Wesele musiało się niestety przenieść do innego budynku, my postanowiliśmy pożegnać się serdecznie, wrzucić kopertę do wielkiego serca wystawionego przy wyjściu i udać się powrotem do Angkor Wat. Ostatnią część trzeciego dnia (kilka godzin) spędziliśmy w towarzystwie jednej z wielu małp zamieszkujących Angkor Wat. Zbliżyliśmy się jak to tylko było możliwe i robiliśmy zdjęcia.
|
fot. Asia |
|
fot. Asia, małpka najpierw się pokładała.. |
|
fot. Asia, ...później ziewała... |
|
fot. Asia, ...aż w końcu nie przejmując się nami poszła spać :) |
A: W pewnym momencie z przerażeniem patrzyłam jak małpa zbliża się do Pawła, odwraca do niego tyłem i tylnymi nogami wchodzi na niego. Paweł stał nieruchomy, nieśmiało pogłaskał małpę po karku i tak zaczęła się przyjaźń. Małpka co kilka minut wracała do niego, odchodziła i znowu wracała. Wspinała się coraz wyżej, coraz śmielej zbliżała się do niego, zachowując się jakby znaczyła swoją własność ocierając się o Pawła ze wszystkich stron. Spodobał jej się również Kiev. Od miejscowych mnichów dowiedzieliśmy się, że małpka jest kobietą i zdecydowanie preferuje mężczyzn, kobiet natomiast nie lubi. Na szczęście po chwili podchodziła już też do mnie i dawała się głaskać. Okazało się, że mieszka w Angkor a miejscowi mnisi i strażnicy znają ją dobrze.
|
fot. Asia |
P: Niestety brakuje nam wielu zdjęć z Angkor (zostało nam jedynie kilka zdjęcia z Angkor Wat i to co na telefonach i kliszach). W drodze z Kambodży do Laosu, podczas przesiadania się z jednego autobusu do drugiego, zgubiłem dysk ze wszystkimi naszymi zdjęciami z całej podróży. Część na szczęście była na karcie pamięci z poprzedniego dnia, Wietnam jest u Wojtka. Kambodży jednak na zdjęciach już nigdy nie zobaczymy… Asia przepłakała pół dnia. Zaginęły wszystkie jej cyfrowe zdjęcia z Angkor.
P: W miejscu, w którym zatrzymaliśmy się aby przesiąść się do autobusu "VIP", usłyszałem nagle głośne kwiczenie świń. Gdy zobaczyłem pojazdy je wiozące, jak najszybciej pobiegłem po aparat. To wtedy dysk musiał wypaść z torby na ziemię. Świnie stłoczone były a bambusowych klatkach z niewyobrażalną wprost bezwzględnością jedna na drugiej, cierpiące z powodu silnego nacisku i nienaturalnej pozycji, przerażone i patrzące na mnie oczami wyrażającymi strach i ból. Cztery motorowery ciągnące na przyczepach cztery klatki z kilkudziesięcioma świniami krzyczącymi w niebogłosy stały na stacji benzynowej zaraz naprzeciwko miejsca naszego przystanku. Przeżyłem ciężkie chwile chodząc pomiędzy ciężarówkami, robiąc zdjęcia i kręcąc filmy. Takie rzeczy trzeba pokazywać poza Azją. Żałuję, że nie udało mi się sfotografować transportu psów. Spójrzcie w oczy śwince poniżej. Polecam tofu.
|
fot. Paweł |
Hej, cieszę się, że macie tak fajne przygody. zdjęcia super! To Pawła z małpką jest niesamowite... Fajne kolory płaskorzeźby. Małe dziecko na hamaku - mistrz. Co do świnek, macie racje. Bidulki.
OdpowiedzUsuńCo do zgubienia dysku to takie straty się niestety zdarzają :(
OdpowiedzUsuńJa też straciłem zdjęcia z mojej najdalszej podróży.
Nie chcę żeby to zabrzmiało jak czepianie się, ale dlaczego poszliście na wesele skoro powiedziano Wam, że nie wypada?
W Lublinie nie ma już tofu w dużych sklepach. Radzimy sobie jednak bez niego.
Cieszę się, że byliście w Angkor. Nie mogę doczekać się opowieści kiedy się zobaczymy.
baaaaardzo dziękuję za mnicha :)) moze pojadę tam wkrótce, to go spotkam osobiscie (wezmę ze sobą fotkę;)
OdpowiedzUsuńPisałam wam, ze my też kiedyś straciliśmy dane-zdjecia z całej karty z 10 dni pobytu z Dalajlamą... po powrocie okazało się, ze można by było w kraju dane uratować, ale tam na miejscu nikt nie umiał tego zrobic, powiedzieli, ze się nie da... więc zginęły bezpowrotnie. tak to bywa w takich podróżach...
biedne te świnki i zwierzeta. Czasem mam wrażenie, ze u nas ciągle jeszcze podobnie się je traktuje niestety...
A, i super fotki. Piękne foty dzieci :) i uwielbiam to zdjecie ze świątyni(?)płaskorzeźby-rysunki zalane farbą jak zielonym światłem.
OdpowiedzUsuńczekam już tu naw, cieszcie się kazdą sekundą :)))