czwartek, 31 maja 2012

Podsumowując


fot. Asia



























Poniżej krótka refleksja na temat naszej podróży po Indiach Południowych. Było gorąco, duszno (odetchnąć mogliśmy tylko będąc bezpośrednio nad morzem albo w górach), kolorowo, tłoczno, gwarnie, głośno, pachnąco (często raczej śmierdząco), egzotycznie.
Mieszkańcy Południowych Indii wydali nam się inni niż ludzie których spotkaliśmy w Azji Południowo Wschodniej. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że Hindusi są bardzo ciekawscy, często bezwstydni i pozbawieni świadomości istnienia granic dla nas oczywistych. Często czuliśmy się nieswojo będąc ciągle obiektem niezdrowej, wręcz obsesyjnej ciekawości – chcieliśmy uciekać. Z drugiej strony spotkaliśmy wielu ciepłych, życzliwych i bezinteresownych ludzi z którymi spędziliśmy miło trochę czasu. Wydaje nam się jednak, że większość z nich była turystami, a przeważająca część Hinsusów z którymi mieliśmy do czynienia myślała głównie o naszych pieniądzach. Na pewno wynika to z tego, że będąc turystami nawiązuje się z „tubylcami” stosunki głównie handlowe. Jednak pytaniami jakie najczęściej słyszeliśmy od osób zainteresowanych nami były te w stylu „how much”. Ile kosztuje coś, co masz na sobie, ile zarabiasz itp. Z jednej strony wiadomo, że większość z nich każdego białego uważają za bogacza, z drugiej jednak to dziwi, rozczarowuje i męczy. Wyjątkiem były na przykład Panie w Munnar, które pytały o nasze życie, zwyczaje, to jak się ubieramy, jakie żyją u nas zwierzęta albo rosną kwiaty, albo właściciel hotelu podwożący nas na lotnisko, którego interesował system społeczny Polski i to, w jakim stopniu i na jakich płaszczyznach różni się on od Indyskiego systemu kastowego.
Nieustannie zadziwiało nas to, że prawie wszyscy niezależnie od wieku i płci kaszlą, charkają i plują w miejscach publicznych, mimo wszechobecnych tabliczek „no spitting”. Równie egzotyczny był codzienny widok chłopców i mężczyzn w każdym wieku chodzących za rękę, przytulających się i dotykających czule. Podejście do męskiej przyjaźni jest tu zdecydowanie inne niż na zachodzie. Dla kontrastu, wzajemne publiczne dotykanie się, czy nawet chodzenie za rękę osób przeciwnej płci postrzegane jest jako niestosowne i gorszące. Egzotyka.
Zwierzęta w Indiach Południowych są często zaniedbane, wygłodzone i schorowane. W większych miastach widzieliśmy kilka razy psa na smyczy z właścicielem na spacerze, większość spotkanych czworonogów biega jednak samopas, je co popadnie i śpi na środku chodników. Psy nie są tak lękliwe i wychudzone jak w Wietnamie, Kambodży czy Laosie. To co nas uderzyło chyba najsilniej, to krowy karmione gazetami. No jak to jest w ogóle możliwe?
Przyroda jest piękna, chociaż w porze suchej (wtedy się tam znaleźliśmy) słońce bardzo dopieka, deszcz nie pada prawie w ogóle, natura jest więc wyschnięta i „przejarana” mówiąc slangiem fotograficznym. W drugiej połowie naszego pobytu doświadczyliśmy trochę deszczu, który nadawał dużo uroku zieleni czyniąc ją soczystą i piękną. Na głębszą refleksję przyjdzie jeszcze pewnie czas – na razie ciągle jeszcze przystosowujemy się do zmiany czasu i klimatu (już ponad tydzień – to dziwne) i codziennego życia w mieście. Dzięki że znów czytaliście bloga. W następnym roku z pewnością pojedziemy w jakieś chłodniejsze miejsce.

fot. Asia

fot. Asia
fot. Asia
fot. Asia
fot. Asia
fot. Asia
fot. Asia
fot. Asia





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz