sobota, 23 kwietnia 2011

Cat Ba, Ha Long Bay Dzień4

Tym razem wstaliśmy o siódmej rano, także spóźniliśmy się na umówioną z przewoźnikiem godzinę o jedyne 15 minut. Okazało się, że zarezerwowanie prywatnej łodzi tylko dla nas było świetnym pomysłem (prawdę mówiąc właśnie tego się spodziewaliśmy). Wynajmując łódź myśleliśmy, że będzie wyglądała tak:

fot. Asia

a wyglądała tak :)) 




Wraz z przekroczeniem pokładu łodzi wkroczyliśmy w strefę niezapomnianego morskiego doświadczenia. Nasz kapitan i jego żona pomagająca mu przy pracach na statku i przygotowująca dla nas lunch okazali się bardzo ciepłymi i miłymi ludźmi.

fot. Asia
fot. Asia
Wycieczka dostarczyła nam niezliczoną ilość zapierających dech w piersiach widoków, gorącego słońca i chłodnego wiatru. Pływaliśmy kajakami po zalanych wodą jaskiniach i zatoce wokół kobiet – poławiaczek pereł. Naszą uwagę szczególnie zwróciła jedna z nich, brodząca spokojnie po wodzie i cichutko śpiewająca pod nosem. 

fot.Asia

fot. Paweł


P: Otoczenie wysokich i porośniętych zieloną roślinnością skał zamykających zatoczkę ze wszystkich stron (z otwartą wodą łączą ją jedynie dwie jaskinie), woda pełna koralowców, jeżozwierzy, gorące słońce i delikatnie piękny śpiew poławiaczki pereł – wszystko to zbudowało niezwykłą, medytacyjną atmosferę. Kontrastem dla tego był wyścig za kobietą wiosłującą archaiczną łódką przez wodne jaskinie. W pogoni za zdjęciem Asi, próbując wyprzedzić wioślarkę i walcząc z prądem spychającym nas na ściany jaskini nadwyrężyłem i tak bolące już plecy, także ledwo wpełzłem na pokład.


fot. Asia

A: A to dlatego, że zawzięcie nie pozwoliłeś mi wiosłować, bo "lepiej samemu". W efekcie skończyło się to tak, że ja też się nadwyrężyłam, bo ostanie dwieście metrów musiałam wiosłować też sama :)

Miłą niespodzianką był następujący po kajakowaniu lunch. Żona kapitana okazała się wspaniałą kucharką. Dania wegetariańskie w ilości przewyższającej znacznie potrzeby trzech osób były przepyszne. Zaprosiliśmy gospodarzy do wspólnego posiłku, najedliśmy się do granic przyzwoitości, po czym wspięliśmy się z powrotem na górny pokład podziwiać kosmiczne skały Ha Long Bay.
Kolejną pozycją w naszym grafiku było odwiedzenie Monkey Island – wyspy zamieszkałej przez małpy. Kiedy tam przycumowaliśmy (pomagając gospodyni zarzucić kotwicę w piasku), oprócz nas było tylko kilku kąpielowiczów. Wspinaliśmy się spiczastymi skałami aż doszliśmy do metalowego płotu ucinającego nagle ścieżkę. Wygląda na to, że większa część wyspy została kupiona przez kogoś, kto stworzył tam Monkey Island Resort – niestety niedostępny z miejsca w którym wysadził nas statek.


fot. Asia
P: Zostałem sam na ścieżce, żeby zrobić zdjęcie skał. Gdy wracałem już do moich przyjaciół, dwóch wspinających się na szczyt wyspy anglików wskazało mi drogę, której wcześniej nie widzieliśmy. Nie dotarłem wprawdzie na samą górę, udało mi się natomiast „upolować” zdjęcie małpy na skale. Kiedy zszedłem z góry na plażę, przywitała mnie duża grupa turystów karmiących małpy. Zniesmaczony ich manierami odmówiłem rzucenia małpce banana zaoferowanego mi przez japońską turystkę i skupiłem się na jednej z małp, która siedziała spokojnie na drzewie – obojętna na wszechobecny hałas i harmider – i patrzyła na mnie nostalgicznym wzrokiem wspierając głowę na dłoni. Zrobiłem jej kilka zdjęć, po czym ze zdziwieniem i rosnącym strachem obserwowałem, jak schodzi szybkim krokiem z drzewa, podchodzi do mojego plecaka leżącego na ziemi i wyciąga z niego światłomierz. Chciałem zobaczyć co z nim zrobi, ktoś jednak ją wystraszył, tak więc uciekła od plecaka, a ja mogłem zabrać go z pola widzenia złodziejki.

A: Ja w tym czasie usilnie szukałam małp. Po drodze spotkaliśmy 8-letniego wygadanego Anglika który wskazał nam drogę do małp które przed chwilą widział. No i były. Pogadałyśmy sobie :) 
W pewnym momencie jedna z nich bardzo śmiało wybrała się w moim kierunku. Podeszła dosłownie na metr, miałam ochotę ją uściskać, ale czułam się też niepewnie, tak dziwnie na mnie patrzyła. Ciekawe co sobie o mnie myślała, cały czas do niej mówiłam, a ona niestety tylko drapała się co chwila po głowie.

fot. Asia
fot. Asia
fot. Asia
Po nazbieraniu muszli z plaży i powrocie na łódź, skierowaliśmy się do Cat Ba City. Pożegnaliśmy się czule z cudowną załogą i po smacznej kolacji udaliśmy się spać.


2 komentarze:

  1. ale super! pływacie łódką! Paweł ty lepiej uważaj na te małpy, bo bez sprzętu zostaniesz ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. łodka była boska. małpka na szczęście nie zabrała żadnej elektroniki :)

    OdpowiedzUsuń