wtorek, 17 maja 2011

Droga do Luang Prabang - Dzień 23, 24

Rano ostatni raz spacerowalismy po wyspie, a o godzinie 12 udalismy sie na lodz aby dostac sie do autobusu. Po drodze spotkalismy Lydie i Oliwiera, zabralismy ich na lodz i tak jak przyplynelismy razem, tak razem opuscilismy wyspe. Na brzegu pozegnalismy sie i kazdy udal sie w swoja strone. 
Przewoznicy zapakowali nas do mini busa. Pojazd byl pelen ludzi, bagaze zostaly zapakowane i przywiazane na dachu, po czym -uwaga - przejechalismy okolo 150 metrow i minibus zatrzymal sie przy VIP busie, do ktorego kazano nam sie przesiasc. Autobus pelen turystow przezyl histerie smiechu - myslelismy, ze to zart. A jednak nie. Po co to pakowane i przywiazywanie kilkudziesieciu bagazy? Lol.
W autobusie zdecydowalismy, ze pojedziemy jednak do Pakse (okazalo sie, ze mozemy na bilecie do Champasak, ktory kupilismy). Po drodze do autobusu dosiadl sie nasz znajomy Anglik (przeprawa przez granice) z ktorym zjedlismy wspolna kolacje. W Pakse mielismy tylko kilka godzin. Kupilismy tam bilety na sleeping bus do Vientiene. Postanowilismy jeszcze raz zaryzykowac. Tym razem nie bylo tak zle. Ku pamieci poprzedniej wyprawy wybralismy miejsca na tyle autobusu zeby nic nie widziec :)
Do Vientiene dotarlismy rano. Przywitala nas sciana deszczu, na ulicach wszedzie plynela woda po kostki. Biorac pod uwage to, oraz kilka wczesniejszych relacji z tego miejsca (ze nic ciekawego tu nie ma), udalismy sie prosto na polnocny dworzec i kupilismy bilety do Luang Prabang. 

Fot. Asia, o 2 w nocy zatrzymaliśmy się na nocnym targu



Fot. Asia, w lokalnym autobusie, pani starała się jak mogła żeby ze wszystkich stron nie lała się woda

Fot. Asia, na dworcu przeciekał dach...
 
Tym samym w podrozy spedzilismy 37 godzin. Droga do Luang Prabang jest dwa razy krotsza niz z Pakse do Vientiene ale podroz nia zajmuje tyle samo czasu. Droga przez gory z niesamowitymi widokami, po kretych waskich drogach byla pelna emocji. 





Niestety obsluga autobusu dostarczyla nam innych, mniej przyjemnych wrazen. Na jednym z przystankow przy drodze czekala kobieta z 9 klatkami kur i kaczek. W sposob makabryczny zaczeto te zwierzeta upychac w klatkach i workach. Czesc byla martwa, czesc zywa, poraniona. Kobiety wyciagalay je za skrzydla, nogi, szyje i przerzucaly jak ziemniaki. Ptaki ladowaly gdzie popadlo. Czesc ptakow byla wrzucana do workow, zywe z martwymi i zawiazywana na scisk. Po chwili okazalo sie, ze VIP bus zamierza zabrac je ze soba. I tak obserwowalismy zaladunek klatek do naszego autobusu. Zapakowane na scisk w klatkach ptaki byly przerzucane i wkopywane w kazdej pozycji w drzwi autobusu. Oprocz zdjec mamy tez filmy z tej sytuacji, ktore lepiej obrazuja ten okropny proceder. Odor w autobusie byl niewiarygodny, wiekszosc ludzi rzucalo w mdlosciach. Panowie autobusowi rozdali wtedy wszystkim torebki, w razie gdyby ktos wymiotowal. Szok. Okolo godziny wszyscy jechalismy z zawiaznymi chustami na twarzach, po czym klatki zostaly wypakowane. 

Fot. Asia


Fot. Paweł

Fot. Paweł

Fot. Paweł

Fot. Paweł
Fot. Paweł
Fot. Paweł
Do Luang Prabang dojechalismy o 2 w nocy. Znalezlismy nocleg i prawie nieprzytomni ze zmeczenia poszlismy spac.

1 komentarz:

  1. Rany! Nie zazdroszcze ani tak długiej podróży „na raz” ani bycia świadkiem tak złego traktowania zwierząt...
    Trzymajcie się! UŚCISKI!

    OdpowiedzUsuń