sobota, 14 kwietnia 2012

Goa (Mandrem) c.d.

 



Pola. fot. Paweł


Prowizoryczne osiedla fot. Paweł

Allianz :)


Stoiska w Arambolu



Rider
























Po drodze natknęliśmy się na posiadłość, która przyciągnęła naszą uwagę gęstym gajem palmowym i pasącymi się bawołami.

fot. Paweł

fot. Paweł

fot. Asia

fot. Asia







fot. Paweł


fot. Asia


























Kawałek dalej usłyszeliśmy muzykę przy drodze. Okazało się, że za chwilę zacznie się koncert muzyki klasycznej połączony z modlitwą.

fot. Asia



fot. Paweł










































Od przemiłych panów z hotelowej recepcji dowiedzieliśmy się, że muzyka którą słyszeliśmy dziś od rana zwiastuje jutrzejsze wesele. Dziś natomiast odbywa się rytuał Byaha Haath mający na celu oczyszczenie umysłu, ciała i duszy pana młodego. Pięć kobiet należących do rodziny nakładało za pomocą liści mangowca pastę będącą mieszanką ekstraktów roślinnych na stopy, kolana, łokcie twarz i głowę pana młodego. Pięć dni przed ślubem i pięć dni po ślubie (wtedy już razem) żadne z małżonków nie może przekroczyć progu swojego domu. Tradycja mówi, że jeśli przez te dni ktoś się np skaleczy to zwiastuje nieszczęście, więc na wszelki wypadek nie ruszają się z domu. Nie wiedzą chyba, że najwięcej wypadków wydarza się w domu :)
Taka sama ceremonia odbywała się dziś w domu panny młodej w innej miejscowości.
Kiedy tylko podeszliśmy do miejsca skąd dochodziła muzyka, przemiła kobieta zaprosiła nas do środka. Zostaliśmy ugoszczeni i poczęstowani przepysznym jedzeniem.
P: po raz pierwszy od przyjazdu do Indii jestem w stanie powiedzieć, że jedzenie było pyszne. Wszelkie dania podawane w restauracjach bledną przy tym, czym uraczono nas dziś. Asię zatkało po jednym gryzie panierowanej papryczki chilli (podano jej cukier, który trzymany na języku podobno łagodzi pieczenie), ja za to zjadłem dwa ogromne talerze potraw z Dal (soczewica), fasoli, ziemniaków i pysznego słodkiego czerwonego dania z ryżu i orzeszków nerkowca. Prawdziwa uczta. Poznaliśmy przemiłego i bardzo towarzyskiego chłopaka imieniem Sadanand, który cierpliwie odpowiadał na nasze wszelkie pytania dotyczące indyjskich zwyczajów weselnych i obyczajów ogólnie rzecz biorąc. Sanand przez większość roku pracuje w USA jako kelner na statkach pasażerskich, do Indii wraca tylko na 2 do 3 miesięcy.
Zostaliśmy zaproszeni na jutrzejsze wesele, czego dowodem jest ciastko weselne w kształcie dużej słodkiej kuli.  

fot. Asia












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz